Kiedy w ubiegłym roku zaczynałam przygodę z blogowaniem, halloweenowy stół był jednym z pierwszych postów w Microclimacie. Wtedy były to drobne akcenty z dynią w roli głównej. Dzisiaj, baaardzo strasznie… ale za to bez dyni 😉
Ma być i straszno i śmieszno 😉
Nakryłam więc stół czarną tkaniną, przeplataną koronkami, a na niej czarne talerze. W centralnej części stołu znalazła się tiara straaasznej czarownicy ( moja ) 😉 Pod tiarą być może jest jakaś piekielna potrawa, a może gniazdo pająków lub węży… nikt nie ma odwagi tego sprawdzić… 😉
W karafce prawdopodobnie jest sok z insektów, których wszędzie pełno – nawet na talerzach
Szukając w mieszkaniu upiornych gadżetów, okazało się, że bardzo skutecznie potrafią „straszyć” gipsowe maski – odlew twarzy jednego z moich domowników 😀
Ot, taka rodzinka Adamsów 😉
Przydały się też te gotowe, do kupienia w sklepach z gadżetami.
Po raz kolejny świetnie posłużyła mi jako pajęcza sieć – sieć rybacka, kupiona nad morzem.
Chętnie wykorzystałam znaleziony kiedyś w necie, pomysł czerwonej serwetki w zębach wampira. Zdradzę w sekrecie, że ta serwetka przed ugryzieniem była śnieżno biała 😉
Wystarczyło dodać kilka jesiennych liści, aby wszystko nabrało jeszcze bardziej mrocznego charakteru. Bo o ile w słoneczny dzień cieszą oko pięknymi kolorami, o tyle ich szelest za plecami, wieczorową porą potrafi skutecznie zmrozić krew w żyłach 🙂
Do tego oczywiście świeczki… dużo świeczek, dzięki którym o zmroku, wszystko staje się tajemnicze i niedopowiedziane. Szklane słoje, grube szklanki, karafki i stylowe starocie – jak z zamku Drakuli. Kolor czarny, pomarańczowy, odrobina białego i czerwonego. To wszystko wystarczy, żeby stworzyć odpowiedni klimat. Śmieszny i straszny – halloweenowy.
Upiornej zabawy ;)))