Powrót do Chamarel był postanowiony i zrobiliśmy to kilka dni później. Tym razem była to wyprawa ze skrajnie różnymi wrażeniami… od rumerii do świątyni… czyli dosłownie – coś dla ciała i dla ducha 🙂
Chcąc dotrzeć do świętego jeziora Grand Bassin, do którego poprzednim razem nie trafiliśmy, musieliśmy znów wybrać się w podróż tymi krętymi, wąskimi drogami, którymi miałam nadzieję już nie jechać 🙂 Ponownie mijaliśmy wioski z domostwami zbudowanymi z blachy falistej, nigdzie nie spieszącymi się ludźmi i wylegującymi się wszędzie psami.
Uciążliwości drogi i tym razem wynagrodziły nam widoki i odwiedzane miejsca.
Po drodze do świętego jeziora, zaplanowaliśmy zwiedzenie jednej z Rumerii, których na Mauritiusie sporo, bowiem śmiało można powiedzieć, że Mauritius rumem płynie 🙂
Niektóre z rumerii przystosowane zostały do zwiedzania przez turystów, ale wciąż produkuje się w nich rum metodą tradycyjną.
Mauritiuski rum, wytwarzany jest oczywiście z trzciny cukrowej i powstają tu jego różne odmiany – o różnej mocy i smakach.
Degustacja tych specjałów oraz innych słodkości powstających z trzciny cukrowej, skutecznie zachęciły nas do obfitych zakupów w sklepiku z naturalnymi produktami Mauritiusa 🙂 To tutaj wybraliśmy suweniry dla najbliższych 🙂
Warto odwiedzić takie miejsce, gdzie tradycja miesza się z nowoczesnością i można dowiedzieć się czegoś więcej np. o trzcinowym cukrze, który przecież doskonale znamy. Nie wiemy jednak np. że jest on wypalany w różnym stopniu podobnie jak kawa. Im mocniejszy stopień wypalenia, tym bardziej intensywny smak cukru. Te najmocniej wypalane mają ciemno brązowy kolor i karmelowy posmak: idealny do potraw kuchni orientalnej lub do słodzenia kawy.
Ja oczywiście nie pozostałam obojętna również na aranżację tego obiektu. Moja wrażliwość na piękno otoczenia i wnętrz nie ma granic. Tym razem szczególnie zachwyciłam się małym, zielonym mieszkańcem rumerii, który najwyraźniej lubi kwiaty i jest mu z nimi bardzo „do twarzy” 😉
Oraz… toaletą i jej pięknymi, kamiennymi umywalkami 🙂
Z tych bardzo przyziemnych wrażeń i atrakcji, wyruszyliśmy w dalszą drogę ku nieuchwytnym i duchowym uniesieniom. Tym razem udało nam się dotrzeć bez problemu.
Grand Bassin to naturalne jezioro, powstałe w wygasłym wulkanie. Woda w jeziorze uważana jest za świętą a wokół jeziora znajdują się liczne świątynie. To miejsce do którego odbywają się pielgrzymki z całego świata. Przybywają tu całe rodziny, po to aby poddać się specjalnym rytuałom mającym przynieść zdrowie i pomyślność.
Na czole malowany jest symboliczny, czerwony znak przynoszący szczęście i chroniący przed złem.
Muszę przyznać, że takie miejsca ( niezależnie od religii i wiary ) mają dla mnie tę moc, która potrafi na chwilę zatrzymać mnie w biegu… aby kolejny raz za wszystko podziękować „niebiosom” i z nową energią biec dalej…
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy bazarze z owocami, warzywami, przyprawami i różnymi różnościami. Feria kolorów, odgłosy nawołujących handlarzy i specyfika tego miejsca sprawiły, że wizyta tam dołączyła do grona niezapomnianych wspomnień. Mimo, że przez wszędzie śledzące mnie oczy, momentami czułam się trochę nieswojo.
Po tym pełnym wrażeń dniu, nadszedł czas na relaks 🙂
Plaża o zachodzie słońca to dla mnie niezmiennie, jeden z najpiękniejszych i najbardziej relaksujących widoków… zawsze i wszędzie 🙂 Ale o tym stali czytelnicy bloga już wiedzą 🙂
🙂
Pierwsza część: Mauritius – początek
Druga część: Ślub na bezludnej wyspie
Trzecia część: Chamarel cz,I
Biuro Podróży NOVA TRAVEL
Łódź 6 Sierpnia 1/3
tel. 42 63035 97/98
https://www.facebook.com/pages/NOVA-TRAVEL-Tomasz-Olejnik/375827159168748?ref=hl