Mauritius – Chamarel cz.I

DSC03315

Kiedy już opadły emocje związane ze ślubem na bezludnej wyspie, wyruszyliśmy w drogę aby poznać Mauritius od środka. Niestety nie udało nam się kupić prawdziwej mapy samochodowej a ta, którą dysponowaliśmy była jedynie mapą turystyczną z zaznaczonymi ciekawymi miejscami. Nie zniechęciło nas to jednak do odkrywania wyspy 🙂

Jako pierwszy, obraliśmy najbliżej nas położony, kierunek Chamarel, z Parkiem Narodowym o niezwykłych widokach wodospadów i siedmiokolorowej ziemi.

DSC03264

Aby się tam dostać trzeba było pokonać wąską, stromą drogę prowadzącą na wzgórze, z niekończącymi się zakrętami.

DSC03336

To była jedna z najtrudniejszych dróg jakie przebyłam, ale na końcu czekała sowita nagroda i prawdziwa uczta dla oczu 🙂

DSC03280 DSC03271wodospady, roślinność, kolory… wszystko zapierające dech

DSC03267

MARITIUS28

Niezwykły śpiew ptaków i snujące się gigantyczne żółwie

DSC03309

Jednak rzeczywiście wyjątkowo pięknym widokiem, okazało się miejsce z siedmiokolorową ziemią wulkaniczną

DSC03323

Jej kolory i odcienie barw są niewiarygodne…wręcz nienaturalne, a ich nasycenie zależy od intensywności światła

DSC03303

inaczej wygląda przy zachmurzonym niebie a inaczej kiedy świeci słońce

DSC03312

Z bliska kolory przechodzą jedne w drugie, ale z daleka tworzą dosyć wyraźne granice. To naprawdę piękny, niecodzienny widok i naprawdę warte odwiedzenia miejsce.

DSC03320

To jeden z tych widoków, które na zawsze zapadają w pamięci i powracają w długie zimowe wieczory 🙂

Kiedy już nasyciliśmy wzrok ferią kolorów i cudów natury, zamierzaliśmy dalej kontynuować nasz plan zwiedzania. Kolejnym przystankiem miało być święte jezioro Grand Bassin, do którego jednak nie udało nam się dotrzeć z naszą mapą, ponieważ zwyczajnie pobłądziliśmy 🙂

Skoro już przejechaliśmy miejsce w którym powinniśmy skręcić, postanowiliśmy przyjrzeć się okolicy i spróbować odnaleźć wodospad o którym czytaliśmy w przewodnikach. Mijaliśmy senne wioski, z nigdzie nie spieszącymi się mieszkańcami.

DSC03339

Piękne widoki w oddali

DSC03341

i wybrzeże, nad którym można tu zobaczyć nawet cmentarz… prawie na plaży.

DSC03347

I tak kierowani przez tubylców, jechaliśmy coraz mniej uczęszczanymi drogami aż zostaliśmy wyprowadzeni w szczere pole 😉 Przez pole prowadziła wąska dróżka, która zawiodła nas w zalesione, tajemnicze miejsce w którym spotkaliśmy stragan z owocami oraz kilku mężczyzn i chłopców w różnym wieku. Okazało się, że  właśnie jesteśmy na miejscu czyli przy wodospadzie Rochester.

Tylko, że wodospadu nigdzie nie było.

Na pierwszy rzut oka widać było tylko górską rzeczkę, która jak się okazało za chwilę spadała kilka metrów w dół tworząc właśnie wodospad. Wiedzieliśmy, że trzeba do niego zejść, tylko nie bardzo było wiadomo którędy. Jeden z mężczyzn zaoferował swoje usługi jako przewodnik i poprowadził nas wąską, stromą ścieżką w dół. Po drodze mijając dzikie chaszcze, drzewa ze smakowitymi owocami i gigantycznymi pajęczynami.

DSC03353 DSC03349

 

DSC03350

Stroma ścieżka zamieniła się w ostre kamienie, należało więc jeszcze bardziej uważać jak i gdzie stawia się stopy. Kiedy już łapiąc równowagę podniosłam wzrok, moim oczom ukazał się niesamowity widok

DSC03403

Kilkumetrowy wodospad z półkami skalnymi o które rozbijały się strumienie wody. Natężenie spadania wody regulowane jest tamą na rzece, która właśnie została otwarta i miejsce w którym stoję po chwili znalazło się pod wodą.

DSC03355

W utworzonym jeziorku można się było wykąpać i niektórzy to robili, ale temperatura wody i dno z ostrymi skałami jednak mnie do tego nie zachęcały. Wolałam zachwycać się widokiem i zrobić kilka zdjęć.

W pewnym momencie młodzi chłopcy, których spotkaliśmy na początku, urządzili dla nas -turystów – spektakl, który jednak nie do końca mi się podobał.

Zwróć uwagę na czerwone punkty. Klikając w zdjęcia można je powiększyć, aby dokładniej zobaczyć szczegóły

DSC03398

Za perę groszy narażali swoje zdrowie i życie skacząc z góry wodospadu do wody.

Ale to nie wszystko.

DSC03421

Skakali również z ogromnego drzewa, które rosło opodal… nawet z jego wierzchołka

DSC03419

Na szczęście tym razem wszystko skończyło się dobrze, ale nie chciałabym więcej brać udziału w takim spektaklu… za dużo nerw i strachu mnie to kosztuje i nie podoba mi się to, że trzeba się aż tak narażać żeby zarobić na chleb.

DSC03420

W powrotnej drodze nasz „przewodnik” zafundował nam kolejną atrakcję. Poprowadził nas inną drogą – górą… przez rzekę. Właśnie tę rwącą, z której spadała woda tworząc wodospad !!!

DSC03429

Od drzewa na jednym brzegu do drzewa na drugim brzegu przewiązany był gruby kabel za który trzeba było się trzymać aby zachować jako taką równowagę. Należało stawiać stopy tylko na wyznaczone kamienie a w drugiej ręce trzymać buty 🙂 Nie muszę chyba dodawać jak stabilna była ta prowizoryczna „lina”, utrzymując kilka chwiejących się osób 🙂 Tak czy inaczej była to piękna i niezapomniana przygoda… tak jak cały ten dzień. Mimo że nie dotarliśmy do świętego jeziora Grand Bassin postanowiliśmy, że jeszcze tam wrócimy i tak też zrobiliśmy…

Ale o tym już następnym razem 🙂

Pierwsza część: Mauritius – początek

Druga część: Ślub na bezludnej wyspie

wizulizacja_novatravel (1)-001

Biuro Podróży NOVA TRAVEL

Łódź 6 Sierpnia 1/3

tel. 42 63035 97/98

https://www.facebook.com/pages/NOVA-TRAVEL-Tomasz-Olejnik/375827159168748?ref=hl

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2 myśli nt. „Mauritius – Chamarel cz.I

    1. microclimat Autor wpisu

      Super, bardzo Ci zazdroszczę tych dwóch miesięcy 🙂 Kuchnia jest rzeczywiście świetna a ludzie bardzo sympatyczni… i ładni 🙂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *