Mule, to przysmak na który niezbyt często, ale od czasu do czasu dałam się skusić w restauracji. Od teraz jednak będę to robić jeszcze rzadziej i nie dlatego, że przestały mi smakować. Powód jest prosty – zrobiłam je po raz pierwszy sama i od razu z sukcesem 🙂
Okazało się, że nie ma w tym nic skomplikowanego, a same mule są już dostępne w normalnych sklepach i w normalnej cenie.
Zanim się za nie zabrałam, tu i ówdzie zasięgnęłam „języka”. Przy tej okazji dowiedziałam się czegoś o czym wcześniej nie miałam pojęcia… mianowicie o tym, że mule muszą być żywe… i że rozpoznaje się to po zamkniętych muszlach. Te które są otwarte należy popukać czymś albo o coś i jeżeli się zamkną to znaczy że są dobre, jeżeli nie – należy je odrzucić. Całe życie człowiek się uczy 🙂
Składniki
-1kg umytych, żywych muli
-3-4 dojrzałe pomidory lub w kawałkach z kartonu/puszki
-1 cebula pokrojona w piórka/paski
-3-4 ząbki czosnku pokrojone w plasterki
-ok. szklanka/ półtorej szklanki białego wytrawnego wina
-ok. łyżeczka ziół prowansalskich
-ok. łyżeczka masła klarowanego
-natka pietruszki
-sól i pieprz do smaku
Przygotowanie
Masło rozgrzać na dużej, głębokiej patelni. Podsmażyć cebulę z czosnkiem aż cebula się lekko zrumieni. Dodać pomidory, wino, zioła i doprawić do smaku. Do gorącego sosu wrzucić mule. Dusić na dużym ogniu ok. 6 minut, aż muszle się pootwierają. Zredukować płyn, tak aby sos nie spływał z muli, tylko się na nich/w nich zatrzymywał. Nie gotować zbyt długo, aby mule nie zrobiły się twarde. Odrzucić te, które się nie otworzyły. Wyłożyć na naczynie, posypać natką pietruszki i podawać.
Ps. Powiem nieskromnie, że powstały sos jest najlepszy z dotychczas przeze mnie próbowanych a pieczywo w nim moczone, to po prostu poezja smaku 🙂
Dodam jeszcze tylko, że był to urodzinowy, kulinarny prezent dla mojego TŻ, który zapragnął w ten dzień małą morską ucztę 🙂 Można by więc romantycznie rzec, że były to Małże dla Małżonka 🙂
Smacznego 🙂