Wszystko co napisałam o ochronie przeciwsłonecznej w poprzednich sezonach TUTAJ i TUTAJ, jest jak najbardziej aktualne i moje podejście do tego tematu jest niezmienne. Tym razem podzielę się więc efektami testów o których pisałam poprzednim razem.
Co się sprawdziło, a co okazało się dla mnie niewypałem ?
Produkt który z pewnością mogę polecić to EUCERIN Sun Spray +50. Sprawdził się wielokrotnie i w naprawdę ostrym słońcu.
Formuła lekkiego kremu/lotionu, sprawia że jest to naprawdę bardzo przyjemny i nieuciążliwy w stosowaniu produkt z wysokim, skutecznym filtrem. Nie mam mu nic do zarzucenia, chociaż na bardziej owłosionej (męskiej) skórze, może pojawić się problem z rozsmarowaniem. Dlatego ciekawą propozycją może być również jego „brat” Sun Spray +50 Transparentny.
Jak obiecuje producent:
„Formuła tego sprayu jest w 100% przezroczysta, nie klei się, nie jest tłusta i szybko się wchłania. Idealny dla skóry owłosionej lub do użytku na skórze głowy, z/lub bez włosów.”
W ubiegłym sezonie rozpoczęłam testy ciekawie zapowiadającego się olejku z przyspieszaczem opalania Piz Buin Tan & Protect +30 Accelerator
Po roku w zasadzie mogę potwierdzić jego działanie, ale na podobnym poziomie co produkty, które znałam poprzednio. Jego zdecydowaną przewagą nad poprzednikami była wysoka ochrona UV, natomiast efekty przyspieszania opalenizny – podobne. Kiedy więc zobaczyłam jego bardziej „intensywnego brata”, rekomendowanego jako produkt „dwukrotnie przyspieszający naturalny proces opalania”, postanowiła go oczywiście również wypróbować.
Nieustannie poszukuję zdrowych sposobów uzyskania skóry muśniętej słońcem, w jak najkrótszym czasie… oczywiście z wysoką ochroną UV. Po pierwsze aby uniknąć poparzeń i uszkodzeń skóry, po drugie – ponieważ nie lubię zbyt długo leżeć na słońcu. Każdy więc tego typu produkt jest dla mnie szczególnie interesujący. Chociaż moje testy z tym produktem trwają, już widzę że Piz Buin Tan & Protect Intensyfing, okazuje się rzeczywiście bardziej intensywny od swojego oliwkowego brata i ma duże szanse na pozostanie ze mną dłużej.
Nie sprawdził się natomiast u mnie, dobrze zapowiadający się krem koloryzujący do twarzy Synchroline +50.
Po pierwszych testach wydawał się mniej błyszczący niż ten którego używam od lat. Jest jednak dla mnie zbyt ciężki, a początkowy brak błyszczenia okazał się tylko pozornym. Na domiar złego, w ciągu dnia zmieniał kolor na zupełnie niekompatybilny z odcieniem mojej skóry. Skądinąd to bardzo dobry produkt, i po trafnym dopasowaniu do koloru i rodzaju skóry, z pewnością wiele osób będzie z niego zadowolonych. Ja jednak póki co pozostanę przy mojej starej, dobrej Biodermie koloryzującej Photoderm Max +50
Wciąż jednak niezmiennie będę powtarzać, że najlepszą ochroną przeciwsłoneczną jest zdrowy rozsądek i że w cieniu też można się opalić 🙂
