Są takie miejsca w których każdy z nas czasami czuje się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Chciałoby się ze sobą zabrać wszystko, a trzeba dokonać wyboru. Jedne z takich magicznych miejsc, to dla mnie zaułki z dekoracjami wnętrz.
Nie są to rzeczy pierwszej potrzeby, można się bez nich obejść, służą – tylko i aż – do uprzyjemniania życia. Odświeżają otoczenie w którym żyjemy, nadają mu odświętny lub sezonowy charakter. Tworzą przytulną atmosferę. Powodują, że wciąż na nowo odkrywamy nasze wnętrza i wciąż lubimy w nich przebywać.
Całkiem sporo, jak na rzeczy bez których można się obejść… może więc jednak nie powinniśmy ich bagatelizować… ?
Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy kupię w takim miejscu jeden drobiazg czy kilka czy nic, bo sam pobyt w nich jest dla mnie ogromną przyjemnością i źródłem wielu inspiracji. Od lat, na tydzień przed świętami odwiedzam takie miejsce. Podglądam jak wykorzystać dekoracje, które już mam, i co nowego do nich dodać. Oglądam i podziwiam, chociaż wiele tam kiczu. Zachwycam się ich mnogością i przepychem, chociaż sama wolę raczej dekoracyjne akcenty. To taki bajkowy, przedświąteczny Microclimat, który zawsze wprowadza mnie w dobry nastrój… z przyjemnością więc do niego zapraszam.
Tym razem wyszłam z zielonymi dekoracjami i jak zawsze – z głową pełną pomysłów i garścią pozytywnej, przedświątecznej energii.
Sprawiacie sobie podobne przyjemności ?
Jestem ciekawa w jakich miejscach czujecie się jak dziecko w sklepie z zabawkami ?
Bo ja mam ich więcej 🙂