Rzym od kuchni

Włoska kuchnia to niezależnie od regionu przede wszystkim celebracja i biesiadowanie. Połączenie regionalnych szynek, mięs i serów z miejscowymi warzywami, ziołami, oliwą i winem. Czy kuchnia rzymska różni się od tego wizerunku i czy coś szczególnego ją charakteryzuje ?

No cóż, nie da się mówić o kuchni włoskiej bez pizzy i makaronów nawet w Rzymie. Rzymska pizza pieczona jest na bardzo cienkim cieście i co charakterystyczne – nie jest zbyt duża. W miejscach w których je próbowaliśmy, nie było nawet opcji wyboru wielkości. Podawana jest w całości, bez pokrojonych trójkątów. Jeżeli ktoś chce, to otrzymuje okrągłe radełko i może ją sobie pokroić samodzielnie. Nie podaje się tu również żadnych sosów. Ocena ich smaku bywa różna i pewnie jest bardzo subiektywna. Najlepsza jaką będziemy wspominać była jednocześnie jedną z najtańszych, więc nie jest to kwestia ceny a raczej tajemnic receptury, użytych produktów i tego czegoś, co właśnie nam odpowiada.

Prawdziwie włoskie pasty, od zawsze są dla mnie zagadką. Nie wiem w czym tkwi ich tajemnica – wydaje się, że nie ma w nich nic szczególnego, a jednak mają smak, który wciąga. Te rzymskie również nie zawiodły.

Ale oprócz tych typowo włoskich specjałów (o których nie będę się rozpisywać) w Rzymie można popróbować przygotowywane tu na różne sposoby warzywo, które dotąd znałam jedynie ze słoika. Karczochy – bo o nich mowa – próbowaliśmy marynowane po rzymsku, gotowane, pieczone i smażone w głębokim tłuszczu jak frytki/czipsy. W każdej wersji znikały z talerza tak szybko, że zapominaliśmy robić im zdjęcia, a to które zrobiliśmy wyszło niewyraźne… Tak czy inaczej, z naszych obserwacji wynika, że każda restauracja ma swoją wariację na temat karczocha i jeżeli chcemy je poznać, to Rzym jest do tego odpowiednim miejscem.

Są również inne rzymskie specjały, których możemy spróbować w Wiecznym Mieście – to potrawy z tzw. piątej ćwiartki czyli podroby… np. wołowe flaki po rzymsku.

Flaczki jakie znamy w Polsce, to krótko mówiąc – zupa. Flaki po rzymsku, to rodzaj potrawki/gulaszu, przygotowany w sosie pomidorowym z wyraźnie słodkawym posmakiem. Są dużo grubiej krojone niż „nasze”, jest to więc raczej potrawa dla prawdziwych wielbicieli flaków.

Kolejną ciekawą potrawą pod hasłem „po rzymsku”, były… wołowe ogony.

Potrawa, która dużo lepiej smakuje niż wygląda. Duszone duże kawałki mięsa z kością, w pysznym gulaszowym sosie.

Te potrawy próbowaliśmy na Zatybrzu – dawnej dzielnicy biedoty. Potrawy tam przygotowywane są w prosty, niewyszukany sposób i tak też są podawane. Z założenia miały być sycące i wykorzystywać każdą część zwierzęcia i rośliny. Dzisiaj do knajpek na Zatybrzu ustawiają się kilkunastometrowe kolejki.

W jednej z nich, udało nam się zdobyć stolik i przeżyć jeden z piękniejszych rzymskich wieczorów. Da Meo Patacca – to restauracja na Zatybrzu, którą mogę szczerze polecić. Tuż przy wejściu podziwiać można zdjęcia znanych osobistości, które niegdyś odwiedziły to miejsce. Znajdziemy na nich Gregory’ego Pecka – zapewne z czasów kręcenia zdjęć do „Rzymskich wakacji” oraz młodego Marlona Brando. Wystrój tej restauracji nie należy do designerskich – to mieszanka kiczowatego, wielkomiejskiego przepychu, ze swojskim klimatem włoskiej wsi XVIII w, ale klimat w niej panujący to kwintesencja włoskich, wielopokoleniowych i sąsiedzkich biesiad. To miejsce oblegane zarówno przez turystów jak i przez tubylców… i mam wrażenie, że Ci drudzy mają tu jednak szczególne przywileje. Przyjazne rozmowy, spontaniczne śpiewy, charakterni kelnerzy w tradycyjnych strojach i rzymska kuchnia w przyzwoitych cenach. Do tego zespół śpiewający dla nas „Arrivederci Roma”… to wszystko sprawiło, że będziemy ten wieczór wspominać z prawdziwym rozrzewnieniem, sentymentem i uśmiechem.

W Rzymie jak w każdym wielkim mieście można zjeść taniej i drożej… z naciskiem jednak na drożej. Jeżeli chcemy spędzić romantyczny wieczór, z ekskluzywną kolacją i wyjątkowym widokiem na Kapitol, Forum Romanum i starożytną część Rzymu, to polecam restaurację na tarasie Hotelu Forum. Zostaniemy tam obsłużeni z wszelkimi honorami, kindersztubą i elegancją. Przy dźwiękach fortepianu posłuchamy największych światowych standardów, zjemy pięknie podane, wykwintne dania i zachwycimy się niezwykłymi rzymskimi widokami. To miejsce na specjalne okazje…

Rzym ma wiele tarasów i wiele na nich restauracji. Warto ich szukać, bo widoki są naprawdę wyjątkowe. Momentami wydaje się, że wielowiekowe zabytki mamy dosłownie na wyciągnięcie ręki. Tak właśnie czuliśmy się w restauracji na tarasie hotelu w którym się zatrzymaliśmy – . Hotel Mecenate Palace, dzieli zaledwie skwer od przepięknej Bazyliki Santa Maria Maggiore (Matki Boskiej Większej). Z tarasu restauracji jak na wyciągnięcie dłoni widać jej imponującą sylwetkę i roztaczające się wokół dachy Wiecznego Miasta. Można tu wypić poranną kawę lub aperitif przed kolacją, a po kolacji podziwiać to wszystko w magicznej, podświetlonej scenerii.

W środku czeka przyjazne miejsce, w którym można zjeść smacznie przygotowane włoskie specjały. Co jakiś czas, na sali pojawia się sam szef kuchni we własnej, rezolutnej osobie. Chętnie wysłuchuje pochwał zadowolonych klientów i pozuje do wspólnych zdjęć. To właśnie bohater głównego zdjęcia.

Jednak nawet w tak kulinarnym mieście jak Rzym, można trafić na mniej udane miejsca. Jednym z nich była restauracja/trattoria usytuowana tuż za murami Watykanu. Zmęczeni zwiedzaniem Muzeów Watykańskich i poganiani kropiącym coraz mocniej deszczem, chcieliśmy jak najszybciej gdzieś się schronić i odpocząć. Wybór padł na w miarę sympatycznie wyglądające z zewnątrz miejsce. Kiedy usiedliśmy zadowoleni, że wreszcie odpoczniemy i udało nam się schronić przed deszczem, nasze zdziwienie wzbudził ogromnych rozmiarów obraz przedstawiający… „Ostatnią Wieczerzę”… wiszący tuż za regałem z alkoholami…

Potem było już tylko gorzej. Dania, które zamówiliśmy okazały się dziwnie tłuste, nijakie i zupełnie bez smaku. Jednak prawdziwą „perełką”, „wisienką na torcie” i kropką nad „i” okazał się urzędujący tam kelner. Jego fenomen polegał na tym, że z dokładnością 1:1 nie trafiał z potrawami do właściwego stolika, wypytując wszystkich wokół czy to oni zamawiali. Sytuacja powtarzała się za każdym razem, kiedy niósł nowe talerze. Było to tak absurdalne i niewiarygodne, że aż zabawne. Z zaciekawieniem czekaliśmy na jego pełne triumfu, energiczne wyjścia z kuchni i kolejne bezradne błądzenie po przypadkowych stolikach. Czegoś takiego nie zdarzyło nam się widzieć nigdy i nigdzie… takiego obrazu na ścianie „jadłodajni” również… Przy wyjściu okazało się, że w kuchni gotowali skośnoocy ludzie i właśnie wywiązała się jakaś kłótnia między nimi, a innymi rozczarowanymi klientami… widać nie byliśmy sami… To przykład kiepskiego jedzenia, w kiepskim miejscu, z kiepską obsługą i w dodatku za nieadekwatnie wysokie ceny. Bez wątpienia była to nasza ” ostatnia wieczerza” w tym miejscu…

Zupełnym tego przeciwieństwem było nasze przypadkowe odkrycie w okolicy Piazza Venezia – il Pastarito. Restauracja/pizzeria, w której można zjeść pysznie, estetycznie i w rozsądnych cenach. Za talerz doskonałych owoców morza w pomidorach i białym winie, zapłaciliśmy 12 euro i była to jedna z najdroższych pozycji w karcie.

Nie znajdziemy tu swojskiego klimatu Włoch. Lokal został urządzony w stylu industrialnym, z biało czarnymi napisami na ścianach i wielkimi fotografiami. W menu też nie znajdziemy kolorowych obrazków potraw, tylko z pozoru smutne, czarno-białe. I chociaż kręci się tam sporo osób, bez trudu odnaleźliśmy spokój i wytchnienie po i przed dalszymi rzymskimi wędrówkami. Gdyby nie kolejne fascynujące miejsca, które chcieliśmy zobaczyć, zostalibyśmy tam o wiele dłużej.

Wędrując po Rzymie i chcąc na szybko coś zjeść lub napić się kawy, koniecznie trzeba zachować czujność, bo ceny tych samych produktów różnią się diametralnie… o czym przekonaliśmy się empirycznie… W wyżej opisywanej restauracji, za filiżankę capuccino zapłaciliśmy 2 euro, w innym miejscu, w zwykłej cukierni ze stolikami, taka sama filiżanka kosztowała 5 euro. Rozmiar „medium”, który zamówiliśmy – właśnie tracąc czujność – kosztował nie wiedzieć czemu jeszcze raz tyle czyli 10 euro…

W rzymskiej kuchni jest cała masa miejsc i smaków wartych wypróbowania. Dla łasuchów to oczywiście włoskie lody i desery.

To również raj dla koneserów wina. Tu nawet wino domowe jest w bardzo dobrym gatunku i w dobrej cenie, a napić się go można dosłownie wszędzie…

Można śmiało powiedzieć, że kuchnia rzymska jest taka jak sedno całej kuchni włoskiej: prostota, celebracja i regionalne specjały a w tym wszystkim prawdziwa uczta smaków. Każdy znajdzie tu coś dla siebie i nawet incydentalne przypadki takie jak wspomniana, nieszczęsna knajpa bez włoskich kucharzy za to z obrazem „Ostatniej Wieczerzy”, kawa za 10 euro czy nawet rozstrój żołądka po ostatnim hotelowym śniadaniu, nie byłyby mnie w stanie zniechęcić do dalszego poznawania Rzymu od kuchni.

716eae33-20ab-4190-a2b1-3a1fe6b9f83e

Łódź 6 Sierpnia 1/3

tel. 42 63035 97/98

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *