Tym razem w Podróżach Nova Travel, zapraszam na niespieszny, weekendowy spacer po Wiecznym Mieście… pięknym, kwietniowym Rzymie
Nasza ubiegłoroczna, kwietniowa podróż do Rzymu, była bez wątpienia jedną z najspokojniejszych podróży. Dobrze zaplanowana, a jednocześnie dająca możliwość decydowania na bieżąco, co chcemy zobaczyć i w jakim tempie. Nie chcieliśmy aby cokolwiek nas goniło i powodowało niepotrzebny stres. Potrzebowaliśmy spokoju i celebrowania niespiesznego, relaksującego rytmu dnia.
Czy jest to możliwe w tak wielkim mieście ? Okazało się, że tak.
Na każdy dzień mieliśmy zaplanowany jeden mocny punkt, który wiedzieliśmy, że na pewno chcemy zrealizować. Wszystko inne, odbywało się pod warunkiem nie poddawania się żadnej presji.
I tak, pierwszym punktem związanym z pobytem w Rzymie, było dla nas zwiedzenie Bazyliki św. Piotra i Muzeum Watykańskiego. Wiedzieliśmy, że aby się tam dostać trzeba odstać w długiej kolejce, aby tego uniknąć bilety wstępu kupiliśmy on line, jeszcze przed wyjazdem. O umówionej godzinie, we w skazanym przez przewodnika miejscu, spotkaliśmy się z grupą osób z całego świata, które również na ten dzień miały wykupione bilety wstępu i jako grupa – tzw. szybką ścieżką – błyskawicznie znaleźliśmy się we wnętrzach Watykanu.
Tam już samodzielnie i w swoim rytmie mogliśmy zwiedzać wybrane przez siebie miejsca.
Po zwiedzeniu wybranych miejsc Muzeum Watykańskiego, przeszliśmy na plac św. Piotra, ustawiając się w przerażająco długiej kolejce prowadzącej do Bazyliki.
Jak się jednak okazało kolejka posuwała się w zaskakująco szybkim tempie i wkrótce byliśmy już w środku.
Realizacja tego planu zajęła prawie cały dzień, mieliśmy jednak jeszcze siły i chęci na dalszy spacer w stronę hotelu.
Zmęczenie powoli dawało o sobie znać, a rozsądek podpowiadał, że musimy już nabrać sił na kolejny pełen rzymskich atrakcji dzień… tym bardziej, że w planie była pobudka o wschodzie słońca.
Wschody i zachody słońca mają w sobie coś niezwykłego, co niezmiennie mnie fascynuje. Przy odpowiedniej pogodzie ich kolory są zupełnie nieziemskie, a klimat miejsca w jakim właśnie jesteśmy tworzy magiczny i niezapomniany mikroklimat. O ile bez większych problemów możemy podziwiać codzienne zachody słońca, o tyle wschody większość z nas po prostu przesypia… ja również. W każdej podróży mam jednak taką potrzebę, aby chociaż raz zobaczyć to miejsce o wschodzie słońca… i są to zawsze bezcenne wspomnienia. Tak było i tym razem. Dodatkowym powodem, który motywował mnie do tak wczesnej pobudki, była chęć zobaczenia bez tłumów, dwóch symbolicznych wizytówek Rzymu – schody hiszpańskie i fontannę Di Trevi. Te dwa miejsca, oddalone od siebie o kilkaset metrów, w ciągu dnia zalewa niekończąca się fala turystów. Schody hiszpańskie szczelnie pokryte są siedzącymi na nich ludźmi i w zasadzie w ogóle ich nie widać, zaś fontanna Di Trevi otoczona jest wielowarstwowym, gęstym tłumem przez który niełatwo się przebić. Zupełnie inaczej wygląda to o poranku, chociaż i wtedy nie możemy mieć złudzeń, że będziemy tam sami. Niemniej jednak właśnie wtedy, można te miejsca podziwiać spokojnie i zrobić kilka wyjątkowych zdjęć pokazujących ich piękno.
A różnica między porami dnia w tych miejscach wygląda tak:
Schody hiszpańskie o poranku…
Schody hiszpańskie w ciągu dnia…
Fontanna Di Trevi o poranku…
Fontanna Di Trevi w ciągu dnia…
To miejsca, które warto zobaczyć o każdej porze dnia, bo każda ma swój niepowtarzalny klimat i żałuję, że nie było mi dane zobaczyć ich po zmroku… może następnym razem…
Wybierając się do Rzymu, wiedziałam, że jeden dzień spędzimy w jego najstarszej – starożytnej – części. Coloseum, Forum Romanum i okolice, to miejsca wciąż tętniące tak odległą historią, że patrząc na nie, niełatwo wyjść z oszołomienia i podziwu nad kunsztem i talentem ówczesnych mistrzów architektury.
To był dzień starożytnego Rzymu, z zachwytem i podziwem od świtu, aż do kolejnego, magicznego zachodu słońca.
Ostatni dzień naszego weekendu w Rzymie, był już wyłącznie chilloutowy. Późne śniadanie, zakupy, spacer po okolicy…
Ale wiedzieliśmy, że jest jeszcze zupełnie inny Rzym, który chcemy zobaczyć chociaż przez chwilę… Zatybrze. To część Rzymu położona na prawym, zachodnim brzegu Tybru. Niegdyś dzielnica biedoty i bohemy. Dla wielu, to właśnie tutaj jest prawdziwy Rzym. Słynie z licznie obleganych kafejek… również przez tubylców… Z jednej strony mroczne i tajemnicze, z drugiej pełne klimatycznych miejsc zachęcających do rodzinnego biesiadowania. I dlatego to właśnie Zatybrze wybraliśmy na nasz ostatni spacer po Rzymie i ostatnią kolację. To również właśnie tutaj, lokalna kapela zagrała nam pożegnalne Arrivederci Roma… ale o tym i innych kulinarnych stronach Rzymu, opowiedziałam już TUTAJ.
Oczywistym jest, że jeszcze wielu miejsc w Rzymie nie widzieliśmy, ale jak na tak spokojną, niespieszną podróż, i tak udało nam się całkiem dobrze poczuć rzymski klimat… z różnych stron i w różnych miejscach.
W moich podróżniczych wspomnieniach, Rzym zapisał się najpiękniej jak tylko mógł.
TUTAJ, zobaczysz również nasz Rzym od kuchni.
Łódź 6 Sierpnia 1/3
tel. 42 63035 97/98