Z sałatkami jest tak, że kiedy już się wydaje, że niczym nowym nas nie zaskoczą pojawia się coś, co sprawia, że po raz kolejny odkrywamy nową kombinację smaków, składników i nowe sposoby ich przygotowania.
Tak było i tym razem… zainicjowane przez męską część Microclimatu…
Przeczytany w biegu przepis – gdzieś w poczekalni, w przypadkowej gazetce – zapisał w pamięci jedynie schemat, główne składniki i sposób przygotowania tytułowego bohatera – pieczonego kalafiora. To jednak wystarczyło aby zachęcić do familijnych testów, urozmaicając jeden z sobotnich, zimowych wieczorów.
Kalafiora lubię i znam od zawsze, ale nigdy nie jadłam go pieczonego w piekarniku. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo jego smak po upieczeniu jest o wiele bogatszy niż w wersji gotowanej. Nic z niego nie ucieka, nie wypłukuje się w wodzie – wszystko zostaje na miejscu. Nie staje się rozgotowaną, siną mamałygą – jest sprężysty i lekko zarumieniony. Z pewnością często będę go w ten sposób przygotowywać. Tym razem w sałatce.
Składniki
-główka kalafiora podzielona na różyczki
-ulubiony mix sałat (u mnie rukola z roszponką)
-spory owoc granatu, podzielony na ziarenka
-opcjonalnie figi pokrojone w kostkę – 1 opakowanie
– słonecznik uprażony na suchej patelni
-ocet balsamiczny crema
-ocet bananowy lub zmiksowany banan z octem winogronowym
-oliwa z oliwek
-sól
Przygotowanie
Nagrzać piekarnik do 200-220 stopni. Blachę wyłożyć pergaminem, ułożyć różyczki kalafiora, lekko posolić i skropić oliwą z oliwek. Piec około 30-35 minut. Na półmisku ułożyć sałaty i położyć na nich upieczone różyczki kalafiora. Rozsypać ziarnka granatu i opcjonalnie pokrojone figi oraz uprażone ziarna słonecznika. Skropić octem balsamicznym crema i opcjonalnie octem bananowym.
Smacznego
Ps. Jeżeli nie mamy octu bananowego, można zmiksować dojrzałego banana i dodać do niego wodę i ocet winny, tak aby mus bananowy stał się bardziej płynny, nabrał octowego smaku ale pozostał słodki. W razie potrzeby można dosłodzić miodem lub ksylitolem.