Po pierwsze dlatego, że to miesiąc rocznicowy… dokładnie rok temu, w głębokiej pandemii otrzymaliśmy klucze do nowego domu, który mimo wielu przeszkód i braku możliwości zarobkowania, przez kolejne miesiące próbowaliśmy wykończyć.
To również miesiąc urodzin, kogoś baaardzo bliskiego mojemu sercu 🙂
Maj wprawdzie też nie przywitał nas gorąco i kwitnąco, ale za to bardzo wylewnie 😉
A ponieważ zgodnie z przysłowiem „po każdej burzy, wychodzi słońce”… wygląda na to, że to chyba już wkrótce…
Mój urodzinowy weekend w górach był wyjątkowo piękny i udany pod każdym względem… iście letniej pogody, niesamowitych widoków, wielokilometrowych wędrówek, najmilszego towarzystwa, wygodnego zakwaterowania i oczywiście góralskich smaków. Rydze smażone na maśle, jedne z ostatnich w tym roku prawdziwe, owcze oscypki z bacówki i rarytasy z bryndzy – to smaki, po które szczególnie chętnie będę wracać. Barszcz na bryndzy to jeden z tych smaków. Zachwycałam się nim każdego dnia i wiedziałam, że po powrocie pokuszę się o moją, lżejszą jego wersję.
To zaledwie dwa lata, a mam wrażenie jakby było ich pięć. Prowadzenie bloga w niesamowity sposób motywuje i otwiera. Daje przysłowiowego „kopa” do działania i lepszego wykorzystania czasu 🙂